Czas, spędzony w matczynym brzuchu ma znaczenie. I nie tylko dla prawidłowego rozwoju płodu, ale też dla... szczęśliwego życia człowieka, który z tego dziecka wyrośnie.
Każda przyszła mam słyszy, że bardzo ważne dla zdrowia jej i dziecka są odpowiednie odżywianie, właściwy ruch, unikanie tego, co zdrowiu szkodzi, odpowiednia ilość wypoczynku. A co z emocjami? Czy emocje mają wpływ na fizjologię? O tym mówi się już mniej.
Nasze babki to wiedziały na długo przed tym, nim ta wiedza stała się nauką: emocje i środowisko wpływają na płód. I przekazywały to wnuczkom za pomocą opowieści: te wszystkie historie o kobietach w ciąży, które się czegoś przestraszyły, a ich dzieci miały później znamiona to właśnie próba zrozumienia tej zależności między emocjami a rozwojem płodu. Sama nasłuchałam się takich opowieści, które mnie przerażały i paraliżowały. Zamiast pomóc, budziły mój lęk. Lęk, że... się wystraszę i tym zaszkodzę mojemu dziecku. Nie było to przyjemne.
Teraz już wiem, że lęk i strach to dwie różne rzeczy. I że trzeba je umieć rozpoznawać. Pamiętam radę ginekologa, który prowadził moją ciążę. Mawiał, że stare węgierskie przysłowie radzi: lepiej się bać, niż wystraszyć. Fajne przysłowie, ale w tej sytuacji wcale mi nie pomagało. Moja babska intuicja podpowiadała: jeśli cały czas mam się bać, to jak żałosne będę miała życie? Nieustające napięcie? Nie, dziękuję. Nie będę uczyła mego dziecka strachu. Wolę przyjaźniejszą atmosferę, bardziej sprzyjającą rozwojowi mojego maleństwa w poczuciu bezpieczeństwa.
Strach to zamrożenie energetycznych, emocjonalnych i fizjologicznych przepływów. Czy taki zastój może zaszkodzić? Przecież życie to ruch, a nie bezruch w zastoju. I moja babska intuicja to wiedziała!
Dziś już wiem, że jeśli lęk ma konkretne źródło, staje się strachem - a strach można świadomie przepracować albo, jeśli mamy to szczęście, możemy go po prostu wyeliminować. Wtedy ten strach może przerodzić w siłę, tzn. dziecko już w brzuchu matki uczy się smaku prawdziwego życia – ale bezpiecznie. Dlatego praca z lękami jest lepszym wyborem, niż nieustający strach. Najlepsze dla noszonego pod sercem dziecka jest, jeśli jego mama na bieżąco przepracowuje przeżywane emocje. A jeśli nie? No cóż, wtedy samo dziecko – później już, jako osoba dorosła - może się tym zająć. Prawdziwa mądrość płynie z osobistego doświadczenia.
Od wielkiego zamrożenia do kontaktu z radością życia
Pracowałam z kobietą, która urodziła się w latach 60-tych. I mimo, że miała wszystko, „coś” było nie tak – choć nie umiała „tego” nazwać.
W relacjach z pozoru wszystko było ok, ale niezrozumiale dla siebie unikała ludzi. Trudno było też uchwycić, w czym tkwił problem. Tak jakby brakowało głębi, takiego jakościowego kontaktu. Tak jakby miała zablokowaną czuciową percepcje, zablokowaną wrażliwość.
W sferze pracy problem był łatwiejszy do zdefiniowania. Każdy dobrze zapowiadający się projekt, który pielęgnowała i rozwijała, padał tuż przed wdrożeniem. Nie mogla wejść w fazę ucieleśniania. Rozwijała kolejny, który znów padał - i tak w kółko.
W sferze zdrowia cyklicznie powracała nadwaga, potwierdzająca poczucie ciężkości, zatrzymująca w działaniu.
Kobieta wiele pracowała, by przestawić swoje życie na nowe tory, by załapać kontakt, dotrzeć do samej siebie, odnaleźć się dla siebie. Porzucić życie schematami.
Utknięta w pętlach zawikłań
W pracy systemowej, aby dotrzeć do poziomu rozwiązań, najpierw trzeba precyzyjnie odszukać punkty i momenty uwikłań. Intuicyjnie powoli i cierpliwie detektorem wrażliwości w rozszerzonej płaszczyźnie obserwacji zauważyć wzajemne sprzężenie między losami tej kobiety, a losami innych kobiet w jej rodzie. W przypadku wielkiej rodziny, a ona z takowej pochodziła, zapętleń było dużo. Wiele powtarzających się wzorców zachowań blokujących realne spojrzenie na świat, wiele wykluczonych członków rodziny, czekających na akceptację, wiele zdrad na różnych poziomach wierności, blokujących aktualne przepływy.
Wiele poczucia winy, które było jej wmawiane, dosłownie wryte przez ówczesne autorytety.
Jedno z trudnych do przepracowania, napierające poczucie winy wypływało z jej relacji z babką. Babka, z którą spędzała wiele czasu, przerzucała na nią swoje uwikłania z przeszłości. W wyniku tych uwikłań nie potrafiła zaakceptować swojej wnuczki, bo... była poczęta przed ślubem.
Spędzała z nią wiele czasu, a neurony lustrzane kopiowały... Wmawiała wnuczce, że jej matka zrobiła coś strasznego, że wystarczy tylko policzyć (słowo „miesiące” oczywiście nie padało, dla większej grozy) i będzie wiedziała. I że kiedyś, jak będzie większa, to jej wszystko powie.
Trauma, której być nie musiało
Babka niezauważalnie obciążała ją przez wiele lat swoją własną goryczą i złością na synową.
W latach 60-tych obowiązywały inne normy społeczne, dziecko z nieprawego łoża było źródłem wstydu i powodem do zadręczania, Dziś jest lżej, inny jest poziom akceptacji społecznej. Ale 50 lat temu ilość dzieci, rodzonych poza małżeństwem, była znikoma; dziś (według statystyk) co czwarte tak się rodzi.
Ale wróćmy do uwikłania udręczonej kobiety.
Mała dziewczynka nie miała możliwości ze poziomu dziecka ogarnąć bólu dojrzalej kobiety. Dla dziecka to za dużo. Dziecko kocha wszystkich i nie wartościuje. Czując i zapamiętując, uczy się uwikłania w bezradność.
Nie masz prawa istnieć
Kobieta powoli dochodziła do sedna problemu, krok po kroku zbliżając się do jego poznania. Przy kolejnej rozmowie doszłyśmy do bardzo istotnych spraw.
Kiedyś pewien człowiek „z zasadami” powiedział, patrząc jej prosto w oczy: „nie masz prawa istnieć, bo nie wolno nikomu współżyć przed ślubem”. To ją bardzo poruszyło! Zakwestionował jej istnienie. Jej prawo do życia. Ona przecież żyła, oddychała, była. Czy można, powołując się na moralność, w tak fundamentalny sposób zaprzeczyć ludzkiemu prawu do istnienia?
Jak tak można?! - pytała kobieta. I wylewała się z niej gorycz, smutek i szarpiące sprzeczności.
Kaleczące lekarstwo
Ale te twarde kaleczące słowa okazały się tym, czego nam było trzeba. Pomogły rozbić skamieniałe pętle uwikłań. Przecież ona istnieje - to fakt nie do zakwestionowania. To znaczy, że w założeniu rozgoryczonego mężczyzny tkwił podstawowy błąd.
Dobrze, ale co dalej? Jak zniwelować zastój, jak zaakceptować przeszłość z jej trudną złożonością?
Jak wpleść w to wszystko los jej matki, wstydzącej się porodu „przed czasem”, ukrywającej prawdziwy moment poczęcia dziecka i ochronnie redukującej czas trwania ciąży o 2 miesiące?
Taki duży „wcześniaczek”
Stanowisko społeczeństwa, wartościującego relacje międzyludzkie twardym i niszczącym słowem, podszyte presją szykany, potrafi być trudne do przyjęcia. Efektem tego okrutnego osądu były losy babki, która - wijąc się we własnej rozpaczy - nie zauważyła, że wypiera nie tylko wnuczkę, ale własne dziecko, czyli ojca tej wnuczki, bo nie akceptuje jego związku.
Zimne milczenie rodziny, trzymającej stronę babki, która niemile widziała „takiego wcześniaka”, niszczyło mamie radość z pięknego, zdrowego niemowlęcia. Ale za tym milczeniem stało wiele innych, trudnych spraw i ciężkich wspomnień. Te powstały o wiele wcześniej, głęboko zakopane w podświadomości.
To wszystko są różne poziomy uwikłań.
Ciężar, o który nie prosisz
Tak można przez postawę wymazać 2 miesiące z życia dziecka. Tak można obciążyć maleństwo ciężarem społecznych oczekiwań od pierwszych dni jego życia. Tak można budować poczucie winy u dziecka, które jest kochające i niewinne. To dziecko dostało „w spadku” trudne uwikłanie, wiele rodowego bólu i rozpaczy oraz strach przed wykluczeniem ze społeczności, która jest sama uwikłana w sieci oczekiwań.
A co może pomóc?
Zmiana może się narodzić z wielkiej akceptacji, połączonej z całkowitym brakiem sprzeciwu na to, co niesie życie. Trauma i radość to dwa żywe bieguny naszego życia, wyznaczające granice przestrzeni naszego faktycznego istnienia.
Akceptacja to ciepło, które ma moc odmrażanie przepływów; ciepło, otwierające możliwość powrotu do życia ze wszystkimi jego walorami smakowymi. Ciepło, pozwalające na rozkoszowanie się radością istnienia i swobodą oddechu.
Ciężarna panna młoda? Czemu nie!
Na przeciwko góry Gellérta w Budapeszcie, przy moście Wolności, obok przepięknego rynku warzywnego (na którym sama Margaret Thatcher kupowała paprykę) jest niewielki sklepik z pracownią krawiecką. Suknie ślubne dla kobiet w ciąży. Kiedy wchodzi do sklepu kobieta w ciąży, ekspedientki z cudownie serdecznym uśmiechem i opiekuńczą czułością pytają: kiedy ślub?
Ciężarna panna młoda jest tu mile widziana.
Czasy się zmieniają, inne rzeczy staja się ważne. A uwikłania? Wciąż powstają nowe – tylko w innych czasach inne. Ale wszystkie odejdą do przeszłości, gdy sami odpowiednio przestawimy żagle – skrzydła naszej duszy - i popłyniemy nowym nurtem.
Zapraszam do wspólnej pracy
Pomogę Ci, jeśli:
- Czujesz, że stoisz na rozstaju dróg i nie wiesz, w którą stronę iść
- jesteś w konflikcie ze sobą lub swoim otoczeniem
- masz wrażenie, że utknęłaś i choć chcesz, nie możesz ruszyć z miejsca
- chciałabyś zacząć dokonywać nieco innych wyborów, niż dotychczas
- chcesz „rozmrozić” bezczynność, rozpoznać i pokonać to, co Cię blokuje przed zmianą lub działaniem
- chcesz poprawić swoje relacje z ludźmi, prywatnie czy w pracy zawodowej
- jesteś u progu decyzji o zmianie i szukasz drogowskazu
- czujesz, że przeszłość Ci ciąży i chcesz ten balast odciążyć
- pragniesz znaleźć nowy kierunek
- potrzebujesz coś przepracować, uporać się z czymś
- chcesz zacząć istnieć tu i teraz, zamiast żyć w rytm starych schematów
Zapraszam do wspólnej pracy w zakresie odblokowań emocjonalnych lub ustawień systemowych.
Mam praktykę w zakresie rozwoju osobistego, energetycznego odblokowywania emocji i mam duże własne doświadczenie życiowe. Pracuję z życzliwością, pełnym zaangażowaniem i zrozumieniem.
Elżbieta Anna Król-Szentkirályi