Czy w cierpieniu ukryta jest moc? Na pewno może z niego wykiełkować wielka wola przeżycia.
Wszystkie kobiety, które kiedykolwiek cierpiały, wiedzą, jak dużo siły trzeba, by się nie poddać, by wytrzymać - wytrzymać ciężar swojego bólu. Wiedzą, jakimi rezerwami trzeba dysponować, by doznając straty, po cichu robić swoje. Jaką trzeba mieć moc, by będąc w żałobie wykonywać z oddaniem codzienne życiowe zajęcia.
Ta umiejętność jest godna podziwu. Ale, z biegiem czasu, w kobiecej duszy budzi się pewien sprzeciw. DOSYĆ. Pora się otrząsnąć, uporządkować emocje, przerwać krąg milczącego cierpienia!
To przełomowy moment
Od tego pierwszego sprzeciwu zaczyna się bowiem droga rozwojowa. Głowę podnoszą pytania o znaczenie i sens: dlaczego ja? Dlaczego było tak trudno? Czy można było inaczej? Czemu to wszystko służyło? I już samo zadanie sobie tych pytań to pierwszy krok na ścieżce ku rozwiązaniu.
Każda praca rozwojowa, którą wykonujesz dla siebie, natychmiast zaczyna istnieć w Twoim systemie rodzinnym. I poprzez więzi i relacje przynosi ulgę lub po prostu zmianę wszystkim, którzy są w tym systemie ze sobą połączeni. Zmiana nie pojawi się od razu. Ten proces wymaga czasu, jednak jeśli zacznie się rozkręcać, rezultaty przyjdą z pewnością.
Nowa perspektywa
Nieprzepracowane bolesne doświadczenia determinują patrzenie na środowisko z perspektywy braku, strat, goryczy. Ale gdy w bólu dostrzeżesz miłość - ten drugi biegun emocji, który zawsze jest dopełnieniem całości - to wszystko samo z siebie się zmienia. Zaczynasz widzieć, że Twoje doświadczenie boli dlatego, że miało znaczenie, było dla Ciebie wartością. Wtedy Twój przeżyty ból nabiera odcienia powagi, szacunku i zrozumienia. Skoro bolało, to miało znaczenie. Takie spojrzenie umożliwia naturalną akceptację cierpienia jako elementu, uzupełniającego mandalę życia. Życia, będącego naczyniem, w którym jest miejsce na ból i radość, na łzy i śmiech, na gorycz i słodycz istnienia.
Fokus uwagi
Były u mnie na warsztatach dwie kobiety, które mi pokazały, jak ważne jest to, gdzie koncentrujemy uwagę.
Jedna, po kilku wcześniejszym poronieniach, urodziła dziewczynkę. Pochłonięta przez żałobę po poprzednich stratach, nie miała energii do wychowania córeczki. Myślami była przy tych, których nie ma. Przy żyjącym była w zasadzie emocjonalnie nieobecna. Rozgoryczona, smutna, zdruzgotana - bo tamte istotki nie żyją. Zastygła żałobie.
Druga urodziła trójkę dzieci, z których jedno umarło jako niemowlę. Po tragedii zaczęła chodzić na terapię. Odkryła dla siebie wartość tego, że dwoje z jej dzieci żyje. Była niezwykle pogodna. Obdarowywała swoim uśmiechem wszystkich dookoła. Nikt nie zastąpi jej zmarłego dziecka, mówiła, ale pozostałe są z nią, może je kochać i patrzeć, jak rosną. Traktowała chwile spędzone z dziećmi jako dar i cieszyła z każdej minuty.
Ta druga kobieta sobie poradziła. Kto przepracuje żałobę, otwiera się na życie i radość. Ma szanse być obecnym w tym, co robi. Bawiąc się z dziećmi, potrafi się rozpłynąć w beztroskiej zabawie, swobodnie budując cudowne relacje.
Wpływamy na innych
Żyjemy w relacjach,:rodzinnych, partnerskich, przyjacielskich, zawodowych. Wchodzimy w interakcje miedzy sobą w różnych sprawach, działamy, kooperujemy, załatwiamy, tworzymy, budujemy, burzymy. Jeśli się rozwijamy i przepracowujemy stare sprawy, to zarazem układamy na nowych zasadach swoje relacje. Kobieta, która pożegnała ciężar cierpienia promieniuje lekkością. Nie trzyma się spraw ani relacji, które są ciężkie i trudne. Wprowadza więc w swoje otoczenie przejrzystość i elastyczność. Jest łatwiej. Wszystkich niesie energia wypracowanego przez nią nowego wzoru zachowań.
System czyli wszyscy są w tej samej łodzi
Wszystko to, co przepracujesz; wszystkie pozytywne wartości i umiejętności, które wypracujesz – wszystko to zapisze się w podświadomości kobiet Twojego rodu. Zmiana postawy jednego elementu systemu rezonuje i wywołuje kolejne zmiany, w wielu nowych miejscach. Twoja zmiana wpłynie więc również na mężczyzn. Wyeliminowanie poczucia straty i poczucia braku pozwala na pojawienie się w relacji partnerskiej zupełnie nowej jakości. W poczuciu pełni, związanie ze sobą kobieta i mężczyzna mają możliwość nawzajem odzwierciedlać swoją kompletność.
W końcu pokaże się prawda
W akceptacji przeszłości - tego co było, dokładnie takim, jak było - życie pokazuje się w swej pełni. Kobieta, która zaczyna się czuć kompletna, odzyskuje wewnętrzny spokój, poczucie harmonii w zakresie swoich emocji.Znajduje punkt centralny i ugruntowanie w tym, co jest, czyli ww własnej rzeczywistości. Opada wtedy woalka nierealnych nadziei i pokazuje się prawda, czyli samo życie, we wszystkich swoich aspektach. Wtedy ma szansę przyjść zadowolenie z tego, co było możliwe do osiągnięcia, bez iluzji i przekłamań. Pojawia się też klarowność, spokój i równowaga. Bo prawdziwą siłę czerpać można nie z iluzorycznych nadziei, a z realnego życia. Nie każdy przeżyje. Nie każdy jest zdolny do życia. Takie jest po prostu życie.
Wolno się cieszyć
Kiedy zaakceptujesz powyższą prawdę, to, co jest możliwe, nabiera większej wartości i nabiera sensu. W Twoim życiu pojawi się satysfakcja. Emanuje zadowolenie i radość. Bo wolno się cieszyć tym, co możliwe, zamiast zatapiać się w złudnych, niemożliwych do spełnienia marzeniach. To płynie od kobiety, która zrozumiała, gdzie jest i co jest jej siłą. W rzeczywistości, fizjologii, naturze; w miłości do realnego życia – tu kryje się moc kobiety.
Koniec, który jest początkiem
Czy to znaczy, że kobiety już nie będą cierpieć? Będą, ale też będą szukały właściwych rozwiązań. Ich uwaga będzie skupiona na pełni życia, a więc na pełnym szacunku poszukiwaniu odpowiednich dróg radzenia sobie z problemami, ludźmi i bólem. Dzięki temu ich cierpienie nie zostanie wsiąknie w kolejne pokolenia, bo kobiety znajdą sposób, by wyrazić swój ból, a następnie go uwolnić.
Rany poranionego serca się goją, ale blizny po ranach zostają. Silne serce wytrzymuje, a jego blizny czynią je szlachetniejszym. I wtedy każda mała radość stanie się skarbem, bo... serce wie, że mimo straty i cierpienia w przeszłości, dziś i jutro wolno mu się cieszyć z całego serca.
Wielkie światło
Pamiętam, jak kilka lat temu rozmawiałam z pewną młodą dziewczyną, która była po drugiej stronie życia. Opowiadała, że coś się z nią stało - straciła przytomność, upadła. Czuła, że zaczęła się w duszy oddalać od życia. Jej podświadomość zaczęła się otwierać i uformowała rodzaj korytarza, którym dziewczyna szła do wielkiego światła, ku drzwiom, zza których przyciągała ją wielka miłość. Tego niesamowitego uczucia nie doznała nigdy wcześniej i nigdy już potem. Była coraz bliżej drzwi, wyciągała rękę ku klamce, czując, że żegna się z życiem. Lecz zanim klamki dotknęła, jej oczy się otworzyły. Zobaczyła pochylonych nad sobą ludzi, którzy starali się przywrócić pracę jej serca. Z początku dziwiła się, czemu rytmicznie naciskają jej klatkę piersiową. Po chwili zrozumiała, że na nowo się urodziła. Powróciła z miejsca, z którego ktokolwiek rzadko wraca.
Życie nabiera gęstości i wdzięku
Co się zmieniło wtedy u Ciebie, co Ci dało to przeżycie - spytałam. Bardzo wiele - odparła. Życie nabrało głębokiego sensu. Jestem szczęśliwa, widząc przyrodę i czując zapachy, unoszące się wiosną i latem, kiedy otwieram okno w mojej kuchni. Jestem szczęśliwa, kiedy pijąc herbatę mogę unosić filiżankę ku ustom, czując jej ciepło, dotyk porcelany, odczuwam zbliżający się do mej twarzy ciepły powiew pary. Cieszą mnie wszystkie drobnostki, które wcześniej były prze mnie nie zauważone. Tu, na ziemi, jest dotyk, zapach, czucie, dźwięk; są pejzaże, inni ludzie. Nie doceniałam wcześniej, ile tu treści! Teraz mam rodzinę, dwoje dzieci. Każda spędzona z nimi chwila jest dla mnie prezentem. W relacji mam na uwadze istotne sprawy. Łatwiej odpuszczam to, co mi nie służy. Nie trzymam kurczowo wielu rzeczy. Życie nabrało gęstości i wdzięku, mimo że niewiele się tak naprawdę zmieniło.